Udało mi się dzisiaj
umówić sobie wizytę telefoniczną z lekarzem,bo już nie dałam rady z bólu. Dostałam receptę,ale nie miałam kasy, więc zadzwoniłam do męża z zapytaniem czy ma pożyczyć. Miał. Poszedł nawet ze mną do apteki. Po drodze otworzył piwo i pił, przeklinał, gadał głupoty....Gdyby nie to, że byłam w potrzebie,to w życiu bym z nim nie poszła. Wstyd jak nie wiem co. Cieszyłam się, że nie muszę wracać z nim do domu, że idę do swojego nowego mieszkania gdzie mam ciszę i spokój i nie muszę wysłuchiwać tego pijackiego bełkotu. Miał dzisiaj wziąć któregoś syna na noc i był zły na mnie, że nie chcę żadnego dać. Na nic moje tłumaczenia, że jest pijany i że żadne dziecko nie chce iść do niego. Twierdził, że on nie chce być sam,bo mu źle. Powiedziałam, żeby sam sobie dzwonił do dzieci,na szczęście żaden nie chciał u niego nocować.
Nie wiem czy bardziej mi go żal czy mnie wkurza....