To już prawie miesiąc
odkąd zmieniłam swoje życie. Tyle lat godzenia się na wyzwiska,alkohol, kłótnie,mobbing psychiczny... Miesiąc czasu. Tak dużo,a ja jakby nadal stoję w miejscu. Miałam takie wielkie plany,a chorobą wszystko przekreśliła.Nie wiem jak długo jeszcze będzie mnie bolał ten kręgosłup,ale na razie nie mogę się cieszyć z tej ciszy i spokoju, które mam. Doceniam,staram się przynajmniej,ale jak myślę o tym, że część moich rzeczy nadal leży w pudłach,a reszta jest popychana byle jak....W pracy też ciężko. Niby tabletki pomagają,ale tylko na jakieś 5 godzin,potem powoli ból wraca...Jest ciężko. Jak nic się nie zmieni,to w przyszłym tygodniu znowu muszę iść do lekarza. Tak sobie myślę, że przychodzi w życiu człowieka taki moment, że to choroba zaczyna rządzić,a my nie mamy na nią zbyt wielkiego wpływu...Jeszcze parę tygodni temu wydawało mi się, że mogę wiele,a teraz wiem, że są sytuacje, których nie przeskoczę....To jest takie.... wkurzające.Muszę się ogarnąć,ale to trudne, jeżeli jedyne,o czym się myśli,to ból....